Natura obdarowała nasz region skarbami: mamy złoża węgla, miedzi i najlepsze w kraju surowce skalne. Zdaniem specjalistów, właśnie na tym Dolny Śląsk powinien budować potęgę. Różnie z tym bywa, ale jest szansa na zmianę.
Z Radosławem Mechlińskim, członkiem Zespołu Polityki Gospodarczej i Rynku Pracy w Radzie Dialogu Społecznego oraz wiceprzewodniczącym dolnośląskiej „Solidarności” rozmawia Edyta Golisz.
Proszę wyjaśnić, czym zajmuje się Rada Dialogu Społecznego?
– Rada, powołana w ub. roku przez Prezydenta RP, zastąpiła niefunkcjonującą tzw. Komisję Trójstronną. Członkowie Rady – przedstawiciele związków zawodowych, pracodawców oraz rządu pracują nad ustawami, które mają dbać m.in. o nadawanie właściwego kierunku polskiej gospodarce, o dobre warunki jej rozwoju, zwiększenie wynagrodzeń itp. Wiadomo, że dobrze funkcjonująca gospodarka to klucz do sukcesu gospodarczego kraju i poszczególnych regionów.
A jaki jest, pana zdaniem, najlepszy klucz do sukcesu gospodarczego Dolnego Śląska?
– Zacznę od tego, że w naszym regionie sytuacja gospodarcza nie jest zła. Ze względu na bliskość autostrady inwestorzy chętnie się u nas lokują. Powstają duże zakłady, miejsca pracy itp. Jednak z drugiej strony, rozwój rynku pracy jest na Dolnym Śląsku niejednolity. O ile mieszkańcy Wrocławia mają łatwy dostęp do dobrych miejsc pracy, to już mieszkańcy np. Dzierżoniowa, Złotoryi czy wielu innych miast i wsi mają ten dostęp utrudniony. Ma to związek z brakiem odpowiedniej sieci dróg dojazdowych czy połączeń kolejowych do ośrodków gromadzących przemysł. Kolejnym, niezbyt dobrym zjawiskiem jest to, co obserwujemy np. w Wałbrzyskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Z jednej strony strefa się rozwinęła, jednak niemal wszystkie funkcjonujące tu zakłady są związane z przemysłem motoryzacyjnym. A że ostatni kryzys gospodarczy na świecie mocno odbił się na tej gałęzi przemysłu, to znacznie osłabiło też wałbrzyską strefę. Gdyby była tu większa różnorodność inwestycji, nie byłoby takiej sytuacji. Także tych „kluczy”, które trzeba odpowiednio dopasować, jest wiele. Natomiast tym najważniejszym dla rozwoju gospodarczego Dolnego Śląska byłaby możliwość jak najlepszego korzystania – wreszcie – z tego, co dała nam natura. Mamy ogromne pokłady węgla brunatnego, miedzi oraz najlepsze w kraju zasoby surowców skalnych do budowy dróg czy torów kolejowych. Takie złoża to skarb, inne państwa potrafią toczyć o zasoby naturalne zacięte wojny, a my jakbyśmy zapomnieli, że je mamy.
To ma szansę się zmienić?
– W Europie do tej pory rosła ilość miejsc pracy w sektorze usług, a niebezpiecznie malała w przemyśle. Dlatego Unia Europejska przyjęła dla wszystkich państw członkowskich kierunek tzw. reindustrializacji, czyli przywracania przemysłu i miejsc pracy w przemyśle. To bardzo dobry kierunek – np. Wałbrzych, gdzie w latach 90. zlikwidowany został przemysł węglowy, rujnując rynek pracy, sam się tu nasuwa na myśl. Bardzo ważnym krokiem, aby Dolny Śląsk mógł wreszcie sięgnąć po swoje złoża naturalne jest też – moim zdaniem – przyjęty w tym miesiącu przez rząd tzw. „Plan odpowiedzialnego rozwoju”, zwany też „planem Morawieckiego” (autor planu, Mateusz Morawiecki, jest ministrem rozwoju – przyp. red.). Jednym z najważniejszych założeń planu – mówiąc najogólniej – jest to, aby inwestycje w danym regionie Polski były zgodne z tym, czym dany region dysponuje: jakie ma zasoby naturalne, jakie zaplecze logistyczne, w jakim kierunku najbardziej wykwalifikowaną kadrę itp.
Dolny Śląsk zostanie więc zagłębiem wydobywczym?
– Dziś nie mogę zapewnić, że tak się stanie, ale jako NSZZ „Solidarność” robimy wszystko, by przemysł wydobywczy stał się tu strategiczny. Dzięki temu Dolny Śląsk będzie miał szansę na ogromny rozwój. Wiele procedur stanie się łatwiejszych. Wydobycia nie będzie mogła już tak bezwzględnie blokować np. opieszałość czy niechęć władz samorządowych – a mamy takie przypadki – ani eko terroryści. I celowo użyłem tak mocnego słowa. Bo choć sam jestem za jak największą dbałością o środowisko naturalne to uważam, że we wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek. Nie może być tak, że przez krzaczek mchu czy małego żuczka, w danym miejscu nie powstaje zakład, który mógłby dać chleb setkom rodzin. To jakaś paranoja. Mech można przecież przesadzić, żuczka przenieść – niech sobie spokojnie żyją kilkaset metrów dalej, a ludziom trzeba pozwolić pracować i zarabiać! Mamy zresztą przykład, który świetnie obrazuje absurdalność obecnej sytuacji. Mówię o Kopalni Melafiru w Rybnicy Leśnej k. Wałbrzycha, która stara się o nową koncesję na wydobycie od… 5 lat! Zaczęła te starania niemal w połowie obowiązywania poprzedniej koncesji, żeby uniknąć niespodzianek. A i tak 5 lat nie wystarczyło na wszystkie procedury! Dotychczasowe pozwolenie zdążyło wygasnąć i za chwilę ok. 150 osób trafi na bruk, bo postępowania transgraniczne, bo samorząd nie może się zdecydować, bo krzaczki, bo żabki. Tak nie może być!
To dlatego w przypadku Kopalni Melafiru doszło do sytuacji bez precedensu, że Solidarność murem stanęła za dużym przedsiębiorcą, w dodatku z obcym kapitałem? Zapowiada nawet protesty w obronie tego zakładu.
– Będziemy bronić tego pracodawcy do skutku, bo chcemy obronić miejsca pracy. W przemyśle ciężkim jedno miejsce pracy mnoży się razy 4, a nawet razy 7, bowiem utrata pracy przekłada się tu nie tylko na pracownika, ale i jego rodzinę, którą utrzymuje. Co więcej, miejsca pracy w sektorze handlu, usług czy w sektorze publicznym są wtórne w stosunku do sektora produkcji. W kopalni w Rybnicy Leśnej pracuje na etat ok. 50 osób, ale dzięki temu zakładowi utrzymanie ma też kilkudziesięciu podwykonawców w regionie. Jeśli ci ludzie zostaną bez pracy, realnie dotknie to o wiele więcej osób. W dodatku Kopalnie Surowców Skalnych w Bartnicy, które są właścicielem rybnickiej kopalni, to porządny inwestor: żaden pracownik nie ma umowy śmieciowej, wielu z nich pracuje w kopalni od kilkudziesięciu nawet lat, firma płaci samorządowi w terminie wysokie podatki, remontuje i buduje na własny koszt drogi, przeznacza sporo pieniędzy na darowizny. Regionu po prostu nie stać na pozbycie się takiego zakładu! Ważne jest też, że z wysokiej jakości surowców skalnych, które mamy na Dolnym Śląsku, korzystają inwestorzy tak intensywnie budujący obecnie w naszym kraju drogi czy tory kolejowe. Tymczasem wkrótce zacznie mijać więcej terminów koncesji, przyznawanych kopalniom kruszyw w latach 90. I okaże się, że problem, z którym boryka się obecnie Kopalnia Melafiru w Rybnicy Leśnej, dotknie także innych przedsiębiorców. I co wtedy? Czy my naprawdę wolimy zamykać nasze zakłady i sprowadzać kruszywo z zagranicy, utrzymując miejsca pracy i wzmacniając gospodarkę gdzieś tam, zamiast u siebie?! To przecież bez sensu. Dlatego uważam za naprawdę ważne, aby przemysł wydobywczy stał się dla Dolnego Śląska strategiczny.